hotelowa restauracja l’ortolan
L’Ortolan to restauracja, którą można znaleźć w aplikacji La Liste. Jest oznaczona na srebrno co oznacza żarcie na dość wysokim poziomie. L’Ortolan jest knajpką hotelową, nie ma własnej strony (dla mnie to akurat minus) ale menu można obejrzeć na oficjalnej stronie hotelu Kempinski San Lawrenz. Restauracja nie miała nawet osobnego oznaczenia na Google Maps więc Wasyl zabawił się w dobrego wujka i oznaczył im miejscówkę.
A warto tam zajrzeć, nawet jak się nie jest gościem hotelu Kempinski. Oferują naprawdę dobrą michę, a rachunek nie powoduje migotania komór i apopleksji jednocześnie. W środku jest dosyć elegancko ale nie trzeba się wbijać w gajer i suknię balową, żeby tam zjeść kolację. Spokojnie można założyć mniej formalny ciuch.
kuchnia śródziemnomorska
Czas zatem pochwalić się, co też ciekawego konsumowaliśmy w restauracji Ortolan. Oczywiście jako czekadełko dostaliśmy różne rodzaje chlebka z masłem o trzech smakach, nieśmiertelne grissini oraz amuse-bouche od szefa kuchni. Uwielbiam tradycję podawania tych smakowitych kąsków kiedy czekam na przystawkę. Tutaj spodziewaliśmy się czegoś nieprzeciętnego i owszem, smakowo „zagadka dla podniebienia” zdecydowanie zasłużyła na miano outstanding.
Na przystawkę wybraliśmy sobie antipasto misto czyli mieszankę lokalnych wędlin i serów z dodatkiem kaparów, oliwek i pomidorków cherry. A maltańskie i gozytańskie pomidory mają tak niesamowity smak i zapach, że chyba nigdzie indziej nie jadłam tak dobrych jak tam. W tym akurat daniu pomidorki były podsuszane na słońcu i chyba właśnie maltańskie słońce nadaje im ten niepowtarzalny smak. Oliwki też warto wspomnieć. Świeże oliwki to zupełnie inna klasa w porównaniu z tymi z marketowego słoika. Uwielbiam też sery, a sery i na Malcie i na Gozo mają prima sort. Jak dla mnie przystawka idealna.
Jako że restauracja serwuje głównie kuchnię śródziemnomorską, postanowiliśmy pójść w kluchy. I to był bardzo dobry wybór. Bardzo ciekawie połączone i zrównoważone smaki. Szczególnie gnocchi Wasyla zapadły nam w pamięć. Podane w bakłażanowym sosie z dodatkiem ragout z jagnięciny, a do tego karczoch, sezam, wędzona ricotta i mięta. Tak wiem, foty dań głównych wyszły nam raczej kiepsko. Na żywo wyglądały dużo lepiej no i smakowały rewelacyjnie. Musisz mi uwierzyć na słowo.
deSEROWA porażka
Niestety na obu wyspach nie bardzo umieją w desery. Nawet w tak szacownym i eleganckim miejscu jak lalistowa restauracja żaden dupy nie urywał. Desery były po prostu słabe. Wasyl jako zdeklarowany czekoladoholik wybrał różne rodzaje czekolady w czterech klasycznych francuskich smakach: brûlée, beza, karmel i biszkopt. Ja zdałam się na rekomendację kelnera. Dostałam Arabic Rose czyli mus czekoladowo-różany w polewie waniliowo-cytrynowej. To czerwone to galaretka różana i suszone płatki róży. Brzmi super, prawda? Tyle że w deserze Wasyla zabrakło smaku czekolady a w moim po prostu zabrakło smaku.
Nie wiem czy wiesz ale i na Malcie i na Gozo często oferują sery jako deser. W menu restauracji Ortolan znajdziesz aż dwie propozycje deserów na bazie serów (jak ładnie się zrymowało). Jak już pisałam, kocham jeść sery ale nie jako deser. Ser owczy, gorgonzolę czy pecorino, nawet z dodatkiem miodu, gruszki czy czatneja z kumkwata to chętnie wciągnę jako przystawkę przed daniem głównym. Ale serowym deserożercom mówimy stanowcze NIE!
Po deserach przynieśli nam espresso, które oceniliśmy na 3,5 Rafaela. Rachunek za wszystko wyniósł tylko €65. Jak na tej klasy restaurację uważam, że to niedużo. No dobra, z winem czy innym alko wyszłoby więcej ale w pokoju czekała na nas butelka szampana, więc tym razem sobie darowaliśmy 😀
Podsumowując, kuchnia maltańska jest naprawdę genialna. Nawet w zwykłym, najtańszym barze bruschetta z pomidorami i oliwą smakuje jak królewskie danie. Tylko jedna uwaga: niech oni deserów nie robią…