no i w pizdu wylądował!
Nasz pierwszy dron zakończył swój żywot podczas filmowania wodospadu Gourri na Cyprze. Nauka latania dronem DJI Mavic Air miała raczej kiepski koniec. A jak to się stało? A tak: po mniej więcej roku latania Wasyl nabrał wprawy. Nagrywał coraz ładniejsze i płynniejsze ujęcia. Poczuł się zdecydowanie pewniej jako operator małego bezzałogowca. Pogardzał osłonkami na śmigła jak i trybem beginner mode. Latał coraz częściej w trybie sport i zdecydowanie coraz bliżej filmowanych obiektów. Przy nagrywaniu wspomnianego wodospadu chciał zrobić holyłódzkie ujęcie obniżając lot wzdłuż spadającej wody. Ale niestety trochę za nisko zleciał, śmigło zahaczyło o jakieś krzaczory i dron spadł jak kamień… prosto na kamień. Niestety na sam dół, gdzie nie ma żadnego cywilizowanego zejścia, tylko prawie pionowa ściana skalna. Do tego mnóstwo krzaków z dość ostrymi kolcami.
Oczywiście Wasyl nie byłby sobą, gdyby nie podjął próby odzyskania ulubionej zabawki. Zajęło mu to z godzinę, a odnalezienie drona przypłacił podrapaniem do krwi wszystkich czterech kończyn (kłujące chaszcze przebijały się nawet przez jeansy). W międzyczasie ja dostawałam apopleksji bojąc się, że i on spadnie tak jak dron. I jeszcze zasięgu nie było, jakby nie daj Boże trzeba było po karetkę zadzwonić czy coś. Szczęśliwie, mój bohater domu wrócił cały i zdrowy (nie licząc wspomnianych zadrapań) aby zameldować ukończenie misji. Dron już nie był cały i zdrowy… ale też wrócił.
Selawi, przynajmniej będziemy mieć zajebisty film z upadkiem – powiedziałam. Niestety okazało się, że plik jest uszkodzony i nie udało się nic z tego nagrania odzyskać. I w ten oto sposób pierwszy dron przeszedł do naszej osobistej historii.
nauka latania dronem i trudne początki
Przygoda z dronem zaczęła się w 2018 roku. Początkowo miała to być zabawka dla Wasyla, bo jak wiadomo duzi chłopcy też lubią się czasem pobawić. Wybór padł na Mavica Air w zestawie z dodatkowymi bateriami. Oczywiście, na pierwszym etapie nauki latania kilkukrotnie zostały skoszone liście i krzaki (na szczęście nasze prywatne). Innym razem ucierpiała moja sukienka, gdy w trakcie testowania funkcji śledzenia obiektu w ruchu wiatr wkręcił materiał w śmigiełko.
W pierwszych miesiącach użytkowania Mavic miał często bliskie spotkania trzeciego stopnia ze ścianami budynków, a raz konkretnie przydzwonił w skały. Na szczęście nie odniósł większego uszczerbku dzięki założonym na śmigła osłonom. Wtedy Wasyl jeszcze grzecznie stosował się do zaleceń dla początkujących, więc dron po prostu odbijał się od twardszej przeszkody i mógł latać dalej.
chcesz zagrać w grę?
Osłonki niestety nie uchroniły wasylowej dłoni, gdy pierwsza próba podejścia do lądowania na dachu motorówki nie wyszła. Po odejściu na drugi krąg Wasyl wymyślił, że po prostu złapie drona w powietrzu, żeby uchronić go przed przymusowym wodowaniem na wodach jeziora Kisajno. Jak wymóżdżył tak zrobił, trudno jest jednak zastosować precyzyjny chwyt na kiwającej się łódce i śmigiełka „zmieliły” mu palce. Spokojnie, nie było krwi i horroru, śmigła nawet nie przecięły skóry. Plastik w tym modelu jest na to zbyt delikatny, ale parę bolesnych krwiaków i siniaków utrzymywało się przez jakiś tydzień.
Kolejna sytuacja kiedy dron zaatakował rękę Wasyla miała miejsce na otwartym morzu. Przed startem z pokładu jachtu dron nie raczył zaczekać na sygnał z kontrolera i postanowił sam zainicjować wylot. Nie wiadomo dlaczego Mavic sam wystartował więc Wasyl przytomnie porzucił pilota i przykrywając drona otwartą dłonią z góry, sprowadził go do parteru. Wszyscy patrzyli z przerażeniem w oczach bo kręcące się śmigła znowu lekko poharatały bohaterską dłoń, ale dzięki temu dron nie leży teraz gdzieś na dnie morza Tyrreńskiego.
Mavic ponownie urwał się ze smyczy, gdy filmowaliśmy Ogród Botaniczny w Batumi. GPS zgubił zasięg i dron włączył tryb RTH. Tym razem złośliwa maszyna nie podjęła ataku na kończyny operatora wiedząc, że szatkownica z plastiku nie robi już na nim wrażenia. Gra skończona. Ale trzeba przyznać, że zafundowała niezłe wyzwanie dla nerwów, bo lądowanie między wysokimi drzewami na końcówce baterii to większa adrenalina niż oglądanie dwudziestej części Piły. Nauczka na przyszłość, żeby wybierać bardziej otwartą przestrzeń na home point. A jak wyglądała Twoja nauka latania pierwszym dronem?