kawałek neapolu w warszawie
W ostatni dzień długiego weekendu postanowiliśmy zwiedzić muzeum Polin. Tak wiem, muzea to przecież nie nasza bajka. Ale o tym w innym wpisie. W każdym razie, po wyjściu byliśmy już mocno głodni i postanowiliśmy znaleźć coś w najbliższej okolicy. Google podpowiedziały nam kilka knajpek i wybór padł na włoską kuchnię, a dokładniej na restaurację serwującą dania kuchni neapolitańskiej il Punto, rzut beretem od Ronda Babka Radosława.
Gdyby nie ta wizyta w muzeum, pewnie nie trafilibyśmy tutaj. Restauracja jest schowana między blokami i Żabką ale to nawet na plus. Cisza, spokój, można swobodnie porozmawiać nawet siedząc na zewnątrz. Pogoda i temperatura tym razem dopisały więc zajęliśmy stolik w ogródku.
antipasti
Na pierwszy ogień poszły bruschetty. Dostajesz dwie i są dosyć spore. Jak na przystawkę, dla mnie, trochę za duże. Ale przecież nie ma przymusu zjadania wszystkiego do końca, więc spróbowaliśmy po kawałku każdej. Przyznaję, że bardzo mi smakowały. Aha, jedna była z krewetkami a druga z mozzarellą i pomidorami.
primi e secondi
Potem postanowiliśmy pójść w pasty, bo w opiniach były same ochy i achy na ich temat. Wasyl wybrał sobie spaghetti aglio olio czyli kluchy z czochem w oliwie z dodatkiem papryczek peperoncino i sera parmigiano reggiano. Uznał, że danie było naprawdę dobre: makaron ugotowany al dente (niby oczywista oczywistość ale nie każdy kucharz to wie), lekko pikantne tak jak lubi, esencjonalne i dobrze doprawione.
Ja, jako wielbicielka krewetek zamówiłam tagliatelle gamberi. Muszę powiedzieć, że to był strzał w dziesiątkę! Idealny makaron i świetne smakowo krewetki. Następnie Wasyl postanowił się jeszcze dopchać smażonymi kalmarami. Byłam już praktycznie najedzona wiec zrezygnowałam z drugiego dania. Ale wzięłam od Wasyla jednego czy dwa kalmary żeby nie było, że nie próbowałam. No i… kalmary jak kalmary, nic nadzwyczajnego ale ten różowawy mus, który widzisz na talerzu to prawdziwa petarda. Próbowaliśmy zgadywać z czego to jest zrobione ale polegliśmy. Kelner nas później oświecił co do składników ale nie będę spojlerować. Zamów i spróbuj odkryć sekret szefa kuchni (poznaj Stachu po zapachu… a raczej po smaku).
dolci
Na koniec oczywiście flagowe włoskie desery. Trochę szkoda, że lokal, który reklamuje się kuchnią neapolitańską nie serwuje żadnego typowego deseru z tamtego regionu. Wie ktoś może, gdzie w Warszawie można zjeść delizia al limone albo babà? W il Punto do wyboru jest jedynie nieśmiertelne tiramisù i panna cotta. Co do „tyrajmisiu” to jest pyszne. Dokładnie takie jak lubię. Ale panna cotta dupy nie urywa. Uważam, że na przykład ta z Lidla smakuje nie gorzej. To jest moje zdanie, ale Wasyl dla odmiany stwierdził, że tiramisù jest nie za bardzo ale za to gotowana śmietanka bardzo mu przypadła do gustu.
facciamo il punto
Podsumowując, to bardzo fajne miejsce. Gotują prawdziwi Włosi i to się czuje. Włoskie makarony plus kieliszek pinot grigio są zdecydowanie godne polecenia. Cenowo też jest bardzo przystępnie więc za całokształt możemy spokojnie dać lajka. Palucha w dół dajemy jedynie przy kawie. Espresso było z mocno palonych ziaren ale trochę za rzadkie i zabrakło cremy. Trzy Rafaele na naszej skali. No i na koniec rzecz (dla mnie) niewybaczalna. Błędy w menu na oficjalnej stronie il Punto. Mój włoski jest na średnim poziomie a już na starcie rzuciły mi się w oczy ze cztery byki w nazwach potraw. Mając rodowitych Włochów pod bokiem to już musi być indolencja master level. Osoba odpowiedzialna za stronę miałaby u mnie mocno przejebane przesrane (pardon za łacinę).
3 comments
I needed to thank you for this great read!! I certainly loved
every little bit of it. I have you bookmarked to look at new
things you post…
Hi there, great webpage you have got there.
Nice post. I was checking constantly this blog and I’m impressed!
Very useful info specially the closing part 🙂 I deal with
such info much. I used to be looking for this particular info for a long time.
Thank you and best of luck.